wtorek, 25 listopada 2014

Najtrudniejsze...

www.agnieszkawrobel.pl

Często słyszę pytanie: Aga, powiedz, co jest najtrudniejsze dla ludzi jak przychodzą na szkolenie?

I odpowiadam zgodnie z prawdą - skonfrontowanie się z własnymi niemożnościami i słabościami. Zazwyczaj mamy taki obraz siebie (albo częściej - za takich chcemy uchodzić), że jesteśmy jeśli nie doskonali to przynajmniej bardzo dobrzy w różnych obszarach. A tu nagle z roli mistrza, kogoś kto wie, musimy zejść do roli UCZNIA, kogoś kto jeszcze czegoś nie wie.

To wymaga pokory. To wymaga odwagi. To wymaga mądrości.

Zderzenie z rzeczywistością może być bolesne. Może być nam trudno usłyszeć od innych, że czegoś jeszcze im brakuje w naszym sposobie funkcjonowania, dostrzec, że nie zawsze wyrażamy się w sposób tak precyzyjny jak byśmy chcieli, zauważyć, że warto abyśmy odsłonili maskę "wszechwiedzącego szefa" i pokazali swoje ludzkie oblicze, bo wtedy innym jest łatwiej z nami przebywać, uczyć się od nas, realizować nasze wymagania i dyspozycje.

Musimy zejść z piedestału i przyjrzeć się sobie bez pozy i fasady.

To trudne, więc powstaje pytanie "czy to się opłaci?" i "co będę miał(a) z tego, że przyznam się do swoich słabości?".

I tu znowu odpowiadam zgodnie z prawdą - opłaci się, bo tylko wtedy mamy szansę na realny rozwój. Tylko jeśli spojrzymy prawdzie w oczy, bez zaprzeczania, bez wymówek, bez upiększania rzeczywistości możemy zaplanować działania, które pozwolą nam zrobić krok naprzód w naszym rozwoju.

Co jeszcze będziemy z tego mieć? Szacunek innych - bo przyznanie się do tego, że nad czymś jeszcze pracujemy i że nie jesteśmy idealni powoduje, że inni czują, że jesteśmy podobni do nich i w głębi duszy są wdzięczni, że mieliśmy odwagę się do tego przyznać.

A Ty? W jakich obszarach najtrudniej jest ci się przyznać do słabości?




1 komentarz:

  1. O słabościach....

    We wrześniu zaczęłam swoje wymarzone studia pedagogiczne. Będę się specjalizować w pedagogice społecznej. Studiowałam 5 lat w Polsce, i oczywiście uważam, że jestem dobra w uczeniu się, pisaniu tekstów, zdawaniu egzaminów itd. Byłą tylko taka trudność: studiuję po duńsku, a jestem jedną z dwojga nie- Duńczyków. I jestem 15 lat starsza od reszty. I nigdy wcześniej nie pracowałam w grupie: Duńczycy robią to od przedszkola, a ja zawsze byłam outsiderem. Wierzyłam, że jakoś będzie, ale byłam potwornie zestresowana. Przy stresie okropnie się pociłam, a to stresowało mnie jeszcze bardziej. Miałam też poważne problemy osobiste w tym czasie.

    Po miesiącu studiów przyszła klapa. Grupa zgłosiła do naszej promotorki, że źle się ze mną pracuje. Odbyło się spotkanie, na którym w końcu opowiedziałam grupie o swoich problemach, których nie dało się ukryć, i o moim odczuciu, że może oni niekoniecznie mnie chcą, bo muszą się koncentrować, by zrozumieć mój akcent, bo nie lubią tego, że ja mam zawsze inne zdanie, itd. Oj, dużo łez popłynęło.

    Grupa okazała wyrozumiałość. Jedna dziewczyna powiedziała, że zawsze mogę do niej zadzwonić, gdybym potrzebowała pogadać, druga jest zawsze gotowa wyjaśnić pojęcia ze studiów, ktyrch nie umiem przetłumaczyć na polski. Facet, który nie lubi mówić, posyła mi ciepły uśmiech, gdy się widzimy. I... od tej rozmowy już się nie pocę więcej, niż inni.

    OdpowiedzUsuń